Rynek Infrastruktury
Tym sukcesem jak brak utyskiwań zmęczonych kierowców, którzy w tak dużej liczbie wybierają się nad morze lub z nad morza wracają po udanym urlopie. Udanym dlatego, że w tym roku od początku lipca upały u nas panują prawie takie, jak na francuskiej Riwierze. No więc, jak tu nie cieszyć się z genialnego pomysłu premiera? Po prostu wystarczyło podnieść szlabany, by sznury samochodów poruszających się w ślimaczym tempie zniknęły z autostradowych pasów ginących za horyzontem.
Skoro to było takie proste, że aż zbyt proste, to ja zadają sobie przeróżne pytania.
Po pierwsze – dlaczego dopiero teraz odpowiedzialni za to urzędnicy dostrzegają problem braku płynności przejazdu po autostradach budowanych przeogromnym kosztem i z takim mozołem? Przecież nie trzeba być fizykiem jądrowym – jak by to powiedział mój przyjaciel Rafał Sebastian – żeby przewidzieć, że im gęściej są stawiane bramki, tym mniejsza jest średnia prędkość podróżna na całym odcinku danej drogi. Teoria kolejek została opracowana już bardzo dawno temu, więc urzędnicy z Gdaki bądź też z odpowiedniego ministerstwa powinni wiedzieć, że z zasad tej teorii wynika brak płynności ruchu, gdy się go zakłóca sztucznymi przeszkodami.
Inną sprawą jest spójność całego systemu dróg szybkiego ruchu w Polsce. Jeżeli strumień pojazdów z odkorkowanej dwupasmowej autostrady wpada w drogę wojewódzką nr 216, która jest naszą narodową Road to Hell, to nie powinno nikogo dziwić, że ten strumień się tam nie zmieści, co spowoduje kolejne korki, tylko w innym miejscu. A te znowu kolejne w kolejnym miejscu. I tak dalej i tak dalej…
Oczywiście nie mogę pominąć kwestii związanej z różnymi metodami poboru opłat przez koncesjonariuszy i Generalną Dyrekcję. Skandalem jest to, że państwo polskie nie zagwarantowało sobie prawa do ustalania z podmiotami prywatnymi czerpiącymi korzyści z bałaganu autostradowego sposobu poboru opłat. Gdzie są urzędnicy, którzy te umowy podpisywali? Gdzie są te umowy, z których można się dowiedzieć jak bardzo w tym – ale nie tylko - zakresie uprzywilejowaliśmy prywatne firmy kosztem budżetu i szarych obywateli korzystających z płatnych autostrad?
Po drugie – dlaczego tylko na A1 podniesiono szlabany? Czy na autostradzie A4 nie tworzą się korki przed bramkami? Tworzą! I to wcale nie krótsze niż na A1. To samo zresztą dzieje się na A2. Czy powodem takiej odważnej decyzji premiera nie było tylko i wyłącznie to, że czasami wraca do domu do Sopotu tą właśnie autostradą A1 i nawet wyjęta spod prawa kolumna na sygnale nie była w stanie przemknąć obok stojących w korku pojazdów zwykłych kierowców? Ale mnie intryguje coś innego – dlaczego temu akurat koncesjonariuszowi się pomaga? Czy dlatego, że premier bardziej lubi kumpla z Sopotu i Szwedów niż byłego ministra Skarbu Państwa z jego włoskimi pracodawcami lub doktora z Poznania?
Po trzecie – dlaczego otwierając szlabany, premier stwierdził, że kierowcy będą tym wyróżnionym odcinkiem jeździć za darmo? Przecież to hipokryzja i totalne kłamstwo. Bo przecież prywatny koncesjonariusz otrzyma rekompensatę ze Skarbu Państwa. A skąd się tam biorą pieniądze? Z naszych – obywateli – podatków i przeróżnych para podatków. Pozwoliłem sobie sprawdzić oświadczenia majątkowe pana premiera i porównać z moimi. Wyszło na to, że ja wielokrotnie większą kwotą podatków zasiliłem budżet niż pan premier. Co oznacza, że w znacznie większym stopniu, to ja a nie premier finansuję te niby darmowe przejazdy. Oczywiście kierowcy, którzy uczciwie odprowadzają podatki także płacą za darmową autostradę, tyle tylko, że nie na bramkach, a w podatkach.
Po czwarte – dlaczego przez tyle lat nie rozwiązano problemu i dlaczego tego nie zrobili wszyscy byli ministrowie od transportu. Czy to przerastało ich kompetencje, a także było spowodowane brakiem możliwości podejmowania trudnych decyzji w zakresie dróg krajowych? Tu mam sprawę prostą. Brak wizji co do spójności systemu drogowego kolejnych osób zasiadających na ministerialnym stołku, aż bije po oczach. A także brak wizji co do rozwoju infrastruktury jako takiej, bez wydzielania transportu kołowego. Przecież gdyby PKP zagwarantowała podróżnym przejazd w z Warszawy [Wschodniej] do Gdyni w czasie choćby takim jak w roku 1994 – czyli w trzy i pół godziny, to wielu wybrało by ten środek transportu, co odciążyłoby drogi publiczne. Ilu pasażerów straciło PKP w ostatnich latach? Bardzo wielu! I wszyscy oni przesiedli się do samochodów, które siłą rzeczy poruszają się po tej naznaczonej upadłościami autostradzie lub po niedokończonej S7.
W podsumowaniu chciałbym wrócić do sukcesu – czy aby nie jest to sukces osiągnięty na pokaz, bo słupki poparcia spadały dramatycznie? Tak właśnie według mnie jest. Bo gdyby premier chciał naprawdę zająć się rozwiązaniem problemu korków na drogach krajowych – bo one są nie tylko na autostradach – to rozpocząłby poważną debatę od upublicznienia zapisów umów z koncesjonariuszami i zaprosiłby do tej debaty ekspertów. Ale tych prawdziwych, którzy mają więcej wiedzy i doświadczenia, niż osoby z politycznego klucza nie mający za grosz kompetencji. Ot, jak choćby mój ulubiony mister minister w fajnych butach, który dzisiaj pamiętany jest tylko za sprawę zegarka, a nie za jakiekolwiek dokonania dotyczące infrastruktury za którą był odpowiedzialny.
Jako kierowca często podróżuję po całej Polsce i w niejednym korku już stałem. Liczę więc na to, że panu premierowi uda się to zaklinanie szlabanów i wkrótce wszystkie one stać będą na baczność. I tylko w ten sposób te otwarte szlabany będą przypominać o czasach niekompetencji odpowiedzialnych za nie urzędników. Czasach bezpowrotnie minionych – w co wierzyć muszę z patriotycznego obowiązku.